Diabelska
alternatywa, czyli dziel, skłócaj i rządź w Andrychowie
Bardzo
ciekawie zapowiada się czwartkowa sesja Rady Miejskiej. Jak donoszą
niektóre media, jednym z tematów ma być ewentualny zakup przez
gminę za grube miliony zł. działek od Andorii Mot. Wczoraj, we
wtorek, na dwa dni przed posiedzeniem radni otrzymali materiały na
sesję, wśród których nie ma żadnego (sic!) dokumentu i żadnej
(sic!) informacji na ten temat. Znacznie więcej wiadomo natomiast na
temat innej przygotowanej już pod głosowanie uchwały. Chodzi o
uchwałę w sprawie „trybu udzielania i rozliczania dotacji oraz
trybu i zakresu kontroli prawidłowości wykorzystania dotacji
udzielanych dla przedszkoli, szkół oraz innych form wychowania
przedszkolnego prowadzonych na terenie Gminy Andrychów przez inne
podmioty niż jednostki samorządu terytorialnego i ministrowie”.
Nazwa jest długa, ale w skrócie chodzi o wysokość dotacji
gminnych dla przedszkoli niepublicznych, od których zależy dalszy
los tych placówek i ich podopiecznych. W tej materii tak zagmatwano
sedno sprawy, wprowadzono tyle informacyjnego szumu i zamętu, że
czuję się w obowiązku przynajmniej podjąć próbę wyjaśnienia
problemu. A problem jest. I to poważny, bo nie chodzi tylko o
pieniądze, ale o dobro naszych najmłodszych obywateli.
Do
lipca tego roku kwestia dotacji dla przedszkoli niepublicznych nie
wzbudzała emocji. Gmina dopłacała do każdego malucha 75% kwoty
należnej przedszkolakowi w placówce gminnej (100% w przypadku
wychowanka niepełnosprawnego). Na początku wakacji zdymisjonowana
już Pani Minister Edukacji zmieniła zasady obliczania dotacji na
niekorzyść podmiotów niepublicznych.
Wiele samorządów w Polsce
zareagowało natychmiast zmieniając lokalne prawo tak, aby widmo
bankructwa nie zajrzało do przedszkoli. W Andrychowie sprawia
ujrzała światło dzienne we wrześniu, gdy „nowe”, czyli dużo
niższe dotacje trafiły do placówek niepublicznych. W
październiku dwie komisje Rady Miejskiej rozpoznały problem po
interwencji właścicielki Przedszkola Mały Bystrzak w Andrychowie.
Sprawa wydawała się jasna. Radni bez wahania podjęli inicjatywę
uchwałodawczą, aby zwiększyć dotacje z 75% do 90%. Takie
rozwiązanie praktycznie było bezkosztowe, bo przecież w złotówkach
miano powrócić do planowanego wcześniej finansowania.
Na
październikową sesję RM przygotowano przegłosowane stanowiska
komisji a nawet projekt uchwały. Okazało się jednak, że ze
względów prawnych, czy też proceduralnych uchwała nie mogła być
wówczas przyjęta (Kęty załatwiły to już znacznie wcześniej).
Kolejny miesiąc stracono, ale nadzieje na rozwiązanie problemu
pozostały.
Minął
miesiąc. W czwartek, 28 listopada uchwała zwiększająca dotację
dla niepublicznych przedszkoli ma być głosowana. Jakie będą jej
losy? Nie wiadomo! Dlaczego? Co się stało przez ten miesiąc ze
sprawą, która nie powinna przecież wzbudzać kontrowersji? Chodzi
w końcu o dobro dzieci, naszych najmłodszych obywateli i ich
rodziców.
Otóż
na komisjach RM i podczas spotkania z dyrektorami gminnych placówek
przedstawiciel burmistrza oznajmił, że koszty zwiększenia dotacji
dla niepublicznych podmiotów poniosą solidarnie wszystkie gminne
szkoły i przedszkola. W 2014 ma to być kwota w wysokości ok. 150
tysięcy złotych. Oznacza to, że budżet każdej gminnej jednostki
zostanie uszczuplony średnio o ponad 10 tysięcy złotych! To wcale
nie są małe kwoty, gdyż placówki te za kadencji Tomasza Żaka
tak zubożały, że nauczyciele liczą niemal każdą laskę kredy, a
dyrektorzy krążą po korytarzach i przykręcają kaloryfery:(
A
teraz mówi się im, że „mają podzielić się solidarnie biedą”.
Nie tak to miało być. To wygląda na dzielenie środowiska. Teraz
jedni na drugich będą patrzeć wilkiem. I to bez względu na to,
czy uchwała zostanie przyjęta przez radnych, czy też odrzucona.
Dla
kogo ta sytuacja jest korzystna? Moim zdaniem, tylko burmistrz
wyjdzie z tak zaaranżowanej historii obronną ręką, bez względu
na wynik głosowania. Popatrzmy.
Wariant
z przyjęciem uchwały – burmistrz, którego służby przygotowały
uchwałę (żadna zasługa – to ich obowiązek) odtrąbi sukces.
Prywatni inwestorzy będą zadowoleni, bo dostaną wyższą dotację
(dla jasności – bez cudów). Dla gminy to jest rozwiązanie
ekonomicznie opłacalne, bo niepubliczne przedszkola nadal są tańsze
dla podatnika niż te gminne (o 10%). Publiczne szkoły i przedszkola
wprawdzie zbiednieją, ale opinia publiczna o tym się nie dowie.
Nikt przecież nie będzie „na rynku” płakał, że brak mu kasy
na mydło czy pomoce naukowe. Nie spodziewam się też, że
dyrektorzy tych placówek podniosą larum, szczególnie w sytuacji,
gdy niemal połowa z nich kończy kadencję i będzie musiała liczyć
na przychylność komisji konkursowej (na czele z... burmistrzem).
Wariant
z odrzuceniem uchwały – burmistrz wyraża ubolewanie, bo chciał
dobrze, ale radni go nie wsparli. Biznesie kochany, chciałem,
uchwałę przygotowałem, ale nie ja zdecydowałem;). Na naradzie z
dyrektorami można będzie z kolei powiedzieć, że uratowano
pieniądze gminnych placówek – alleluja! Przy okazji, w zależności
od potrzeb i okoliczności, zarzuci się jednym radnym dzielenie
dzieci na lepsze (te w gminnych przedszkolach) i gorsze (te
niepubliczne z malutką dotacją), a innym radnym chęć szastania
publicznym publicznym groszem w celu dofinansowania prywatnych
przedsięwzięć (ciekawe dlaczego?;).
Da
się? Da się. Czy tak właśnie wygląda nasza lokalna polityka?
Zobaczymy. Nic nie przesądzam. Poczekajmy na fakty. Wtedy też
przyjdzie czas na wnikliwe oceny. Powyższe scenariusze powstały
wyłącznie na użytek naświetlenia dziwnej sytuacji, którą
wytworzono wokół, wydawałoby się , prostej i niekontrowersyjnej
sprawy.
A
teraz rzecz według mnie najważniejsza. Czy jest dobre wyjście z
tej nieciekawej sytuacji? Nie dla burmistrza Żaka, bo on sobie na
pewno pijarowsko poradzi, ale dla nas, zwykłych obywateli i
mieszkańców tej gminy.
Proszę
Państwa, takie rozwiązanie jest. I jak zwykle: im prostsze, tym
lepsze. Wystarczy zapewnić finansowanie zwiększenia dotacji dla
niepublicznych przedszkoli z innych źródeł. Zamiast zabierać
pieniądze gminnym placówkom oświatowym, wystarczy choćby
rozsądnie przeanalizować wydatki w innych działach budżetu.
Mówimy o 150 tysiącach w skali roku. Dla oświaty to dużo, ale dla
budżetu tak wielkiej gminy jak Andrychów, to niewielki wysiłek.
Przecież to zaledwie jedna trzecia kosztów skateparku – kilku
betonowych rynien, które przez pół roku świecą pustkami. Jest to
też tylko około 10% kosztów przedziwnego przedsięwzięcia pod
tytułem teatrzyk cieni reklamujący Andrychów w zagranicznych
miasteczkach z udziałem świty burmistrza.
Będę
głosował za przyjęciem tej uchwały, czyli za utrzymaniem realnej
dotacji, jaka była przed niefortunną decyzją zdymisjonowanej
ministry. Przedszkola niepubliczne doskonale uzupełniają i tak
niewystarczającą gminną ofertę. Inwestycja w młode pokolenie, w
jego wychowanie i nauczanie to dobrze wydane pieniądze. Wiedzą to
najlepiej najbogatsze i najlepiej rozwinięte kraje na świecie.
Gmina musi też poważnie traktować prywatnych inwestorów, którzy
chcą działać na naszym terenie i zapewniać miejsca pracy. Nie
można najpierw zachęcać przedsiębiorców do inwestowania i
obiecywać pomoc, a potem nie tylko umywać ręce i kasować podatki,
ale nawet kłaść kłody pod nogi. Tak nie buduje się społeczeństwa
obywatelskiego. Nie dajmy się podzielić i wmanewrować w intrygi.
Mówmy otwartym tekstem, wtedy trudniej będzie nas zmanipulować.
PS.
Jeśli uchwała w sprawie dotacji dla niepublicznych przedszkoli
zostanie przyjęta przez Radę Miejską, będziemy monitorować
źródła jej finansowania i przedstawiać je andrychowianom.