Właśnie ważą się losy naszej
reprezentacji w przyszłej Radzie Powiatu. Zanosi się na to, że
Andrychów straci jeden mandat na rzecz Kalwarii. Dotąd interesów
naszej gminy pilnowało (przynajmniej w założeniu) ośmiu radnych.
Zmarły niedawno śp. Zbigniew Mieszczak był nawet w poprzedniej
kadencji przewodniczącym Rady Powiatu. W obecnej radzie
andrychowianie zostali de facto zepchnięci na margines. Nie mamy
nawet nikogo w Zarządzie Powiatu. Mamy za to Klub Radnych „Andrychów
w Powiecie”, do którego jednak nie wszyscy wybrani z naszej gminy
radni zdecydowali się zapisać, choć takie zaproszenie dostali.
O planowanych zmianach w rozkładzie
mandatów dowiedzieliśmy się podczas kwietniowej sesji z pisma
Komisarza Wyborczego w Krakowie do starosty Jacka Jończyka. Liczba
mandatów w Radzie Powiatu nie ulegnie zmianie. Gremium to nadal
będzie się składało z 27 samorządowców. Z powodów
demograficznych Andrychów straci jeden mandat i będzie miał w
przyszłej kadencji siedmiu reprezentantów. Zyska na tym Kalwaria
(miasto cztery razy mniejsze niż Andrychów, ale gmina już tylko
dwa razy mniejsza), z której do rady trafią cztery osoby. Teraz w
wadowickim starostwie dane dotyczące liczby ludności w gminach
zostaną zweryfikowane, a następnie Rada Powiatu przyjmie
odpowiednią uchwałę.
Niestety, to co się dzieje na naszych
oczach to przejaw postępującego obniżania się roli Gminy
Andrychów w naszym rejonie. Zamiast się rozwijać, słabniemy.
Zmniejsza się liczba mieszkańców, bo jest nie tylko mało urodzeń,
ale też wiele osób przeprowadza się do innych gmin. Bezrobocie w
tej kadencji stale rośnie, co nie przyciąga do nas nowych
obywateli. Zastój w modernizacji infrastruktury drogowej odstrasza
też potencjalnych inwestorów. I chociaż mamy uśmiechniętego
burmistrza – to naprawdę w Andrychowie nie ma się z czego śmiać.
Utrata jednego mandatu w Radzie Powiatu
nie musi być jednak katastrofą. Wręcz przeciwnie, może nam nawet
wyjść na zdrowie. Dlaczego? Mam nadzieję, że podziała jak kubeł
zimnej wody na głowy tych lokalnych polityków, którzy właśnie
partyjną, a raczej partyjniacką politykę chcą uprawiać na
poziomie samorządu lokalnego. Jeden mandat mniej może nam (nomen
omen) mniej zaszkodzić niż dwa mandaty więcej pomóc.
Żeby liczyć się w powiecie trzeba
mieć większość w radzie. Nie musi być to stała większość
„póki koniec kadencji nas nie rozdzieli”. Wystarczą doraźne
sojusze w konkretnych sprawach. Ale najpierw musi być jedność
wśród swoich. Dopiero wtedy można szukać sprzymierzeńców wśród
sąsiadów i rozgrywać interesy w skali powiatowej. W tej kadencji
tak się nie stało. Zabrakło dobrej woli ze strony tych, którzy
wpasowali się w rządzący układ. W KR „Andrychów w Powiecie”
nie ma przedstawicieli rządzących ugrupowań czyli „Wspólnego
Domu” (startował z niego do Rady Powiatu m.in. Tomasz Żak) oraz
Platformy Obywatelskiej. Są natomiast radni z andrychowskiej listy
PiS, którzy znaleźli się de facto poza koalicją.
Czasami więc nie ilość, lecz jakość
się liczy. Polacy w swojej historii nieraz udowodnili, że można
zwyciężyć ze znacznie liczebniejszym przeciwnikiem. Tym bardziej w
polityce lokalnej, gdzie nie powinny dominować światopoglądowe
uprzedzenia, historyczne niechęci ani osobiste antypatie.
Wielka szkoda, że w przyszłej Radzie
Powiatu zabraknie nieodżałowanego Zbyszka Mieszczaka. Mam jednak
nadzieję, że w Wadowicach, w całym powiecie nie zastanie
zapomniana maksyma, którą zwykł powtarzać w ważnych momentach,
gdy dochodziło do sporów i konfrontacji:
Nie walczę z ludźmi, tylko z
problemami.
I tego się trzymajmy.