Już wkrótce z andrychowskiego pejzażu
znikną trzy kioski od lat straszące przy ul. Włókniarzy.
Burmistrz Żak wymyślił, że za 25 tysięcy złotych zburzy te
pustostany do końca września. Gdyby nie ten groteskowy zabieg,
trzyletnie pozwolenie na budowę ostatniego odcinka Lokalnej
Obwodnicy Andrychowa (LOA) straciłoby ważność. Jeśli
magistratowi uda się ta demolka (nic pewnego na tym świecie, a
szczególnie w naszej gminie:), to... No właśnie, to CO?
Tego chyba nie wie nikt. Tomasz Żak
już w kampanii wyborczej zapowiadał, że tej drogi nie będzie.
Swoje urzędowanie rozpoczął od machnięcia ręką na 3,5 miliona
złotych środków zewnętrznych załatwionych na tę inwestycję
przez swojego poprzednika. Potem przez trzy lata obiecywał
przerobienie płytostrady między kościołem a przedszkolem na
normalną drogę. A teraz? Teraz kuchennymi drzwiami, cichaczem wraca
do krytykowanego i odrzuconego przez siebie pomysłu poprzednich
władz (?).
Co oznacza wydanie 25 tysięcy zł. na
zburzenie trzech kiosków? Narzucają się dwie odpowiedzi.
Odpowiedź pierwsza - Tomasz Żak
rzeczywiście poszedł po rozum do głowy i (nie wprost) przyznał
się do błędu, jakim było zarzucenie budowy tej drogi. Czy zrobi
następny krok? Jeśli tak, to jaki, skoro już teraz jego pracownik
otwarcie mówi, że bez finansowego wsparcia z inwestycji będą
nici?
Jest też odpowiedź druga –
zburzenie tych kiosków to ruch obliczony wyłącznie na ratowanie
twarzy w sytuacji bez wyjścia. Niby ruszamy z inwestycją (nikt nie
oskarży burmistrza, że CAŁKOWICIE POGRZEBAŁ nadzieje mieszkańców
Osiedla Lenartowicza), ale nic więcej nie robimy. W tym wariancie
przeznaczenie na ten cel 25 tysięcy złotych trudno pogodzić z
gospodarnością.
Na pewno z gospodarnością, a nawet ze
zdrowym rozsądkiem nie ma nic wspólnego to, co od początku
kadencji Tomasza Żaka dzieje się wokół lokalnej obwodnicy.
Poprzedni burmistrz przygotowywał tę inwestycję przez dwie
kadencje. Nie zdążył zakończyć i widzimy, jak to się kończy.
Rzecz w tym, że grono urzędników
przez kilka lat pracowało nad obwodnicą i przez te lata brało za
to pieniądze. A kioski i grunty przy nich? Przecież gmina z naszych
podatków musiała je wykupić pod inwestycję między innymi od PSS
Społem. Za pieniądze, Panie burmistrzu Żak, nie za orzechy!
Kiedyś radny Zbigniew Małecki
kalkulował, że te przygotowania kosztowały gminny budżet co
najmniej milion złotych. Jedno jest pewne – zakup tych kiosków
przy ul. Włókniarzy kosztował nas znacznie więcej, niż zburzenie
ich teraz. No, ale może przynajmniej tej władzy uda się coś
zwalić. Bo z budowaniem raczej kiepsko.