Otrzymaliśmy bardzo ciekawego maila od mieszkanki Andrychowa. Serdecznie
dziękujemy i publikujemy w całości:
„Witam:)
Felietonik. Sprzedajemy ziółka. Dla każdego prezencik o wartości
50 zł! Przyszło ok 50 osób (dzisiaj - 07.03) w wieku 50 - 70 lat.
Niestety nie można było robić zdjęć ani nagrywać. Hmmm, wręcz
tego zabroniono! Sprzedawano różnego rodzaju kuracje z ziółek
peruwiańskich, powołując się na ojca Edmunda Szeligę, który żył
w Peru i prowadził pełną dokumentację na temat leczniczego
działania tychże ziółek oraz licznych wyleczeń z ciężkich
chorób jak rak. Ponoć jeśli chodzi o raka - 85% wyleczeń. Ziółek
nie kupiłam, nie dotrwałam do końca wykładu, rozpraszały mnie
dziwne, nowe malowidła na ścianach byłej „Baszty".
Prezenciku o wartości 50 zł też nie otrzymałam:( Ale za to znam
wiele chorób wieku starczego! Dołączam zdjęcie ulotki. Czy można
handlować w Laboratorium Baszta??? Pozdrawiam cieplutko i radośnie.
Kobieta
z krwi i kości - pochodzenie – Andrychów!”
Droga Czytelniczko! Odkąd burmistrz Tomasz Żak i przewodniczący Rady Miejskiej
Roman Babski postanowili „dać szansę” stowarzyszeniu AsteK
przekazując im lokal po Klubie Jazzowym, nic co tam się wyprawia,
już nas nie dziwi. Nawet handlowanie cichaczem jakimiś ziołami. Pamiętajmy jednak, że miasto nadal jest właścicielem tego miejsca i władze nie uciekną
od odpowiedzialności za to, na co pozwalają!
Z ciekawości zerknęliśmy do
internetu, gdzie znaleźliśmy m.in. taką stronę:
http://www.peruwianskieziola.pl/.
Okazuje się, że firma prowadząca sprzedaż ziół zarejestrowana
jest w Czechach (Jablonec). Na witrynie przeczytaliśmy:
„Uwaga! Ojciec Edmund Szeliga nie
przyznał żadnej spółce, osobie fizycznej, firmie czy
jakiejkolwiek innej instytucji prawa do łączenia peruwiańskich
produktów ze swoją osobą! (…) Jedyną instytucją, która ma
prawo używania wizerunku i nazwiska Edmunda Szeligi oraz prowadzenia
dalszej działalności pod jego „szyldem” jest wyłącznie
Institut IPIFA (Instituto Peruano de Investigatión Fitoterápica
Andina) w Limie, którego był założycielem, a po śmierci jest
jego patronem.”
Tymczasem
na ulotkach widniejących na zdjęciach od naszej Czytelniczki
zamieszczono nawet fotografię słynnego misjonarza. Na marginesie. Miejsce, gdzie zorganizowano spotkanie nazywa się obecnie Laboratorium Baszta (a nie Klub pod Basztą).
Wracając do tematu. W sieci
natrafiliśmy na ciekawy artykuł opublikowany przez warszawską
edycję Gazety Wyborczej we wrześniu ubiegłego roku
(http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,12532053,Magiczne_ziolo_z_Peru_czyli_jak_dzialaja_naciagacze.html).
Materiał autorstwa Anny Miłoszewskiej nosi tytuł „Magiczne zioło
z Peru czyli jak działają naciągacze”. Oto jego obszerne
fragmenty:
„Jest takie miejsce, gdzie przewlekłe
choroby przechodzą jak ręką odjął, astma przestaje dusić już
po miesiącu, a nowotwory rozpływają się w powietrzu. I to wcale
nie za mitycznymi siedmioma górami. Sprawdź, może i w twojej
skrzynce czeka już zaproszenie do tej krainy? Moje było
zatytułowane tak: "Nowość w Polsce!!! Światowy przełom w
Polskiej medycynie". Poniżej obietnica, że dowiem się, jak
skutecznie leczyć cukrzycę, nadwagę, choroby serca. No to idę. Bo
jest też zapewnienie, że każdy uczestnik spotkania otrzyma prezent
o wartości 300 zł.
Kiedyś reklamowano w ten sposób
sprzedaż leczniczych materacy, garnków, pościeli wełnianej, ale
to widocznie kwestia koniunktury. Szkolna sala, gdzie odbywa się
spotkanie, jest wypełniona po brzegi. Jestem jedyną osobą poniżej
30. No dobra, jedyną poniżej 60. Ciche pogaduszki, śmiechy, jakaś
pani częstuje sąsiadów ciastkiem. Jedna z seniorek niepewnie
kieruje się pod okno, ale zawraca, gdy kilka głosów woła spod
ściany: "Aśka, tutaj chodź!".
Prelegent zaczyna show...
Szmery cichną. Na sali pojawia się
Prelegent. Ubrany na czarno trzydziestokilkulatek, o zdecydowanym
spojrzeniu i mocnym głosie. Nie przedstawia się jako lekarz, ale
daje do zrozumienia, że jest z branży. - Wybaczcie państwo, że
nie wyłączę telefonu, ale czasem pacjenci dzwonią - mówi z
rozbrajającym uśmiechem. - Kiedy bywam na kongresach onkologów.
Kilkakrotnie podkreśla, że nie jest
to spotkanie sprzedażowe, tylko informacyjne. Zanim wyjawia, co jest
jego przedmiotem, rozwodzi się na tematy medyczne. - Długotrwała
farmakoterapia prowadzi zawsze do przedawkowania - stwierdza. -
Bądźmy szczerzy, wszyscy wiemy, jak wygląda leczenie w Polsce.
Hm, nie sposób się nie zgodzić. Mówi
o tym, że nasz system leczenia jest chory, bo lekarze - tak jak w
Niemczech - powinni dostawać pieniądze dopiero po wyleczeniu
pacjenta. I o tym, że dwa lata przepracował w domu opieki dla
obłożnie chorych. Kiedy już utonęliśmy w jego opowieści, wtrąca
kilka mniej lekkostrawnych zdań: *"leki dostępne w polskich
aptekach muszą mieć zgodnie z zaleceniami tylko 10 proc.
skuteczności", *"tabletki nasercowe musują w całym
organizmie i dlatego osłabiają ściany żył". Zaczynamy się
bać.
...przedstawia Koci Pazur...
Na szczęście rychło dowiadujemy się,
że jest coś, co zawsze nam pomoże. To peruwiańskie zioło
Vilcacora (Koci Pazur), które "pomaga absolutnie na wszystko".
Leczy m.in. nowotwory, cukrzycę, nadciśnienie, astmę, prostatę,
reumatyzm. Na dowód Prelegent puszcza film o ojcu Edmundzie
Szelidze, dodając, że otrzymał on Nagrodę Nobla za leczenie Kocim
Pazurem (to nieprawda). I że leczyli się tym Jan Paweł II i Borys
Jelcyn. (...)
Prelegent: - Import peruwiańskiego
zioła jest bardzo ograniczony i firma Centrum Zdrowia, którą
reprezentuję, ma prawo do sprowadzenia tylko 200 kg w roku.
Jesteśmy więc w gronie wybranych!
Zaczynamy pytać. Mieszanki ziół są ponoć zróżnicowane w
zależności od choroby. Jednak pudełka i paczuszki, które
prezentuje Prelegent, niczym się nie różnią. Czteromiesięczna
kuracja kosztuje 2100 zł, ośmiomiesięczna - 3100 zł. Tylko dziś
cztery osoby z sali mają szansę na dofinansowanie w wysokości 1100
zł. Trudno powiedzieć czemu, ale po tej obniżce mniejszy pakiet
kosztuje 900, a większy 1900 zł. Zresztą oferta jest dość
elastyczna - dla zdecydowanych od razu może być duży pakiet w
cenie małego. Może też być do jednego zakupionego drugi pakiet
dla małżonka gratis. - Tu naprawdę nie chodzi o pieniądze -
zapewnia Prelegent.
Pojedyncze sceptyczne głosy kwituje
tak: - Płakać mi się chce, jak tego słucham.
I losuje cztery dofinansowania. Podaje
też numer "niebieskiej linii", pod którym również
otrzymamy zniżkę. Automatycznie, bo numer jest przecież znany
tylko uczestnikom spotkania. Czas na zakupy.
...i wylicza korzystne raty
Pan z Ostatniej Ławki, który
wcześniej wywołał dyskusję na temat "chemia kontra zioła",
daje się nakłonić do zakupu mniejszego pakietu kuracji z materacem
masującym gratis ("w Niemczech kosztuje 1400 zł!"). I
nawet nie drąży tematu, kiedy słyszy, że jego mieszanka, pierwsza
z brzegu, pomaga i na nadciśnienie, i na cholesterol, i na prostatę.
Decyduje się na zakup na raty, bez czytania dokumentów składa
kilka podpisów, nawet pod dwustronną tabelą z wielkim napisem
"Formularz kredytowy" na górze.
Pani Spod Ściany chciałaby się
poradzić męża.
Prelegent: - Nawet jeśli mąż się
nie zgodzi, proszę raz pomyśleć o sobie. O męża dba pani całe
życie.
Kolej na mnie. Waham się, choć
podobno 519 zł zasiłku pielęgnacyjnego, który otrzymuję na
sparaliżowaną babcię, pozwala w mojej trudnej sytuacji finansowej
na rozłożenie płatności na raty. - 900 zł na 36 miesięcy, po 36
złotych na miesiąc - oblicza szybko, dodając, że zawsze doliczana
jest opłata bankowa.
Zapewnia, że do dopełnienia
formalności wystarczy mu papierowy odcinek, który listonosz
przynosi wraz z zasiłkiem. A widząc moją niepewną minę,
przypomina sobie, że przecież przysługuje mi jeszcze 300 zł
zniżki za dzisiejszą obecność na spotkaniu (aha, prezent)!
Okazuje się, że o tym obiecanym w
ulotce prezencie nikt już nie pamięta. Słuchacze kulturalnie się
żegnają, rozchodzą w grupkach. Chyba tylko ja na poważnie
liczyłam na ten prezent, może nie za 300 zł, ale jakiś chiński
gadżet czy coś. Muszę nabrać wprawy.
Mały przewodnik po manipulacji
Specjalnie dla naszych czytelników
mamy... nie, nie zaproszenia na prezentację ziółek. Obnażamy
sztuczki stosowane przez sprzedawców i podpowiadamy, na co zwrócić
uwagę, żeby dobrze się bawić na takich spotkaniach i nic nie
stracić.
* "Państwo wybaczą, że nie
wyłączę telefonu". Nie dość, że gość jest lekarzem, bo
wspomniał o pacjentach, którzy mogą zadzwonić, to jeszcze
skromnym, bo nie przyznał się, jakiej specjalności i nie narzeka,
a wiadomo, że pracuje po godzinach. I to podejście do pacjentów! O
każdej godzinie jest do ich dyspozycji! Spytajmy koniecznie, jakiej
jest specjalizacji. Chyba że nie trzeba, bo jest tak młody, że
sześciu lat studiów i dwóch lat specjalizacji nie może mieć za
sobą.
* "Leki musują w żyłach i
sercu". Mamy tak zasłuchać się w obce słowotwory, by
uwierzyć, że serwująca je nam osoba jest fachowcem. Niewiele
znaczącymi hitami ostatnich lat są np. "leki
immunosupresyjne", "zwłóknienie tkanek", "ostre
choroby zatorowe". Można wziąć "fachowca" na
przetrzymanie i prosić o wyjaśnianie kolejnych terminów. Wystarczy
jednak policzyć, ile ich padło.
* " Pomaga absolutnie na
wszystko". Nie sprawdzimy tego szybko, ale wystarczy spytać,
czy wspomniany środek pomaga np. na trapilepsję. No bo jeśli
pomoże nawet na nieistniejącą chorobę, to już chyba na wszystko.
* " Świetnie, że pan o to
pyta". Któż z nas nie lubi być chwalony? Jak tylko usłyszymy,
że robimy coś "świetnie", "mądrze",
"doskonale", od razu stajemy się przygłusi na resztę
wywodu. Ważne, że gość się na nas poznał! A przecież to ledwie
pochlebstwo nie wprost. Pomyślmy, co się z nami stanie, gdy
usłyszymy: "Widzę, że rozmawiam z fachowcem".
* " Borys Jelcyn się tym leczył,
Jan Paweł II". A czy się wyleczyli? Nie sprawdzimy. Łatwo
podać za przykład osobę, której nigdy nie będziemy mieli
możliwości zapytać o skuteczność leku ani nawet o to, czy to
prawda, że go przyjmowali.
* " Tu jest książka, na dowód,
że nie jestem gołosłowny". To, co drukowane, to święte,
zupełnie jak powiedziane w telewizji. Zanim jednak uwierzymy,
sprawdźmy, co to za książka. Może to poradnik Anny Muchy?
*
" Bądźmy szczerzy, wszyscy wiemy, jak wygląda leczenie u nas
w Polsce". Oj tak, od tego wszyscy jesteśmy ekspertami. A ten
fachowiec to równy gość, bo nie dość, że sądzi tak jak my, to
jeszcze poznał się mądrala na tym, że my NAPRAWDĘ wiemy, jak to
leczenie wygląda - z autopsji.”