Zgodnie
z obietnicą wracamy do tematu gminnej oświaty, który wywołał
kuriozalny felieton redaktora Nowin Andrychowskich (pisaliśmy o tym
tu:
http://dlaandrychowa.blogspot.com/2012/05/nauczyciele-miejcie-sie-na-bacznosci.html
). Marek Nycz napisał, że „do
rządowej subwencji trzeba dopłacić ponad 20 mln z gminnej kasy”.
Ten sam dziennikarz, na tym samym portalu ale dwa miesiące wcześniej
podawał inne kwoty
(http://nowiny.andrychow.eu/index.php/nowiny/najwaniejsze/1244-ile-kosztuje-andrychowska-owiata).
Nie 20 milionów, lecz 18 127 906 zł (prawie dwa miliony nie robi
różnicy? Ani dziennikarzowi, ani Pani skarbnik, która o tyle się
pomyliła podając radnym kwotę wolnych środków w budżecie kilka
miesięcy temu). I nie do rządowej dotacji, która dotyczy tylko
szkół, lecz do oświaty gminnej w ogóle, czyli razem z
przedszkolami w całości finansowanymi przez lokalny samorząd. A
koszt utrzymania przedszkoli wynosi co najmniej 6 milionów zł.
Redaktor nie napisał,
że rządowa subwencja w całości pokrywa wynagrodzenia nauczycieli.
Gmina płaci za utrzymanie obiektów i administrację. Do kosztów
doliczane są inwestycje, remonty i tym podobne wydatki na
infrastrukturę, które wyniosły w ubiegłym roku (podobnie jak i w
latach poprzednich) 5 280 000 zł. I to są właśnie sumy, które
można zaoszczędzić, gdyby była taka konieczność. W ostatnich
latach inwestowano sporo, bo powstało pięć sal gimnastycznych a
każda kosztowała ok. 4 miliony zł. Teraz wszystkie szkoły mają
sale, a skoro magistrat chce oszczędzać, to może to zrobić
właśnie na funduszu inwestycyjnym. Tymczasem
wygląda na to, że pomysł ratusza polega na redukcji zatrudnienia,
łączeniu klas i zwiększaniu liczby dzieci w oddziałach, co
przyniesie wielkie stary społeczne i minimalne oszczędności dla
budżetu gminy. A przecież na poważne inwestycje w bazę też się
nie zanosi. Urząd planuje budowę placów zabaw czy przyszkolnych
boisk. To nie są milionowe wydatki! Andrychowianie
się na to nie nabiorą! Tak samo jak opowiadanie, że na oświatę
wydajemy połowę budżetu gminy. Jest to wprawdzie ponad 40%
wydatków, ale z tych prawie 50 milionów aż 30 milionów to
subwencja rządowa! Łatwy rachunek pokazuje, że tak naprawdę na
oświatę gmina wydaje 20% własnych wydatków i to łącznie z
przedszkolami, na które rząd nie daje nam ani złotówki. I to jest
normalne, bo zapewnienie najmłodszym obywatelom wykształcenia to
podstawowe zadanie każdej gminy.
Drogie,
kochane dziecko. Tak często do swoich pociech zwracają się
rodzice, babcie, ciocie a także nauczyciele. W samorządzie
andrychowskim określenie drogie dzieci nabiera wydźwięku
pejoratywnego. Od pewnego czasu modna, zwłaszcza w środowisku
wójtów, burmistrzów i prezydentów miast staje się kwestia
ograniczania finansowania oświaty. Trend ten niestety popiera
Ministerstwo Edukacji, a szczególne „osiągnięcia” na tym polu
miała poprzednia minister niejaka Katarzyna Hall. Takie podejście
odbija się na jakości nauczania, wychowania i zapewnieniu dziecku
prawidłowego rozwoju. Konstytucja zapewnia bezpłatny dostęp do
nauki. To fakt. Tylko czy państwo zapewni odpowiednią jakość
nauczania, kiedy zabierze się środki finansowe? Świat pędzi do
przodu w ogromnym tempie i nie wystarczą już metody, które były
dobre nawet kilka lat temu.
A
jak jest u nas w andrychowskiej oświacie? Redaktor Marek Nycz pisze,
że w naszych szkołach ubyło w ciągu ostatnich kilku lat około
tysiąc dzieci. Ubolewa, że zwolniono w tym czasie tylko 17
nauczycieli (a ilu odeszło na emeryturę to już nie łaska?). To
ilu trzeba ich zwolnić, aby wg. redaktora wszystko było w porządku?
Dalej dziennikarz pisze, ileż to gmina dopłaca do rządowej
subwencji. Jakby w tym było coś dziwnego, nienormalnego, w
podtekście: Andrychów szasta forsą na prawo i lewo. Nieprawda.
Finansowanie oświaty w całej Polsce wygląda tak samo i tego nie
zmienimy. Wszystkie gminy prowadzące szkoły otrzymują od państwa
tzw. subwencję oświatową, która zapewnia w większości płace
nauczycielom. Tak naprawdę niezbędna do funkcjonowania podstawówek
i gimnazjów kwota z samorządowej kasy to 5 milionów zł. plus ok.
6 milionów na przedszkola.
To dużo czy mało na kilka tysięcy
naszych dzieci? Dla obecnych władz to chyba zbyt dużo, bo z
niespotykaną dotąd determinacją zaczęły szukać oszczędności w
oświacie. Zrobiono to tak sprytnie, że ograniczono szkołom środki
finansowe, burmistrz nie zatwierdził arkuszy organizacyjnych, a
dyrektorzy zmuszeni byli ograniczyć etaty i niejednokrotnie zwolnić
nauczycieli i pracowników obsługi zarabiających najmniej. Kto
winien? Oczywiście dyrektor. Burmistrz T. Żak mówi, jak zawsze w takich
przypadkach, że o niczym nie wie i nie ma z tym nic wspólnego. We
wrześniu ubiegłego roku rząd dał nauczycielom podwyżkę
wynagrodzeń. Ale dzięki „staraniom” naszych władz prawie żaden
nauczyciel z naszej gminy takowej podwyżki nie odczuł. Zabrano
nauczycielom dodatki motywacyjne i za wychowawstwo. Na spotkaniu z
nauczycielami burmistrz zwracał się do nich słowami „drodzy
nauczyciele i wychowawcy”. Drodzy, czyli kosztowni.
Przypomnę,
że andrychowska oświata jest (jeszcze) jedną z najlepszych nie
tylko w powiecie ale i w województwie. Świadczą o tym sukcesy
naszych wychowanków w konkursach przedmiotowych, sporcie czy
kulturze. Czy obecna władza jest po to, aby to wszystko
zaprzepaścić? Po ostatnich posunięciach, obawiam się, że tak.
Mówi się, że to dopiero początek wendetty na nauczycielach za to,
że poprzedni burmistrz o oświatę dbał. I wcale nie brakowało
pieniędzy na inwestycje, oświatę, sport czy kulturę. A przecież
przeżyliśmy w tej gminie i masowe zwolnienia w zakładach, upadki
fabryk, kryzysy światowe i załamania ryku. A nawet powódź
stulecia, która zrujnowała pół gminy. Dało się? Dało. A teraz?
Jakiż to kataklizm, poza nowymi rządzącymi, nas dotyka?
Pisałem
kiedyś o przyznaniu nagrody w dziedzinie ekonomii burmistrzowi.
Tylko tu, w Andrychowie oświata utrzymuje rozdmuchaną administrację
najwyższego szczebla. Zastępców, doradców, dyrektorów, asystentów
itp. Tylko tutaj zaoszczędzone na nauczycielach pieniądze planuje
się przeznaczyć na wyjazdy do miast partnerskich i projekty, w
których „przejada” się samorządowe i unijne pieniądze. Tym
tematem zajmiemy się w najbliższym czasie. Czy szukanie
oszczędności w oświacie, bo taka jest moda, to najlepsza droga do
zapewnienia dzieciom optymalnych warunków do rozwoju? Na to pytanie
muszą w pierwszej kolejności odpowiedzieć rodzice, którzy mogą
mieć największy wpływ na oszczędnościowe zapędy naszej władzy.
Ja uważam, że nie tędy droga.